Krytyk zauważa brak dialogu międzypokoleniowego twórców i "spłaszczoną perspektywę chronologiczną", toteż staje się rewindykatorem pamięci scenicznych arcydzieł, z którymi konfrontuje bieżące produkcje, często ujawniając ich intelektualny deficyt - o książce "Widok przez scenę. Felietony teatralne 2008-2017" Jacka Sieradzkiego pisze Piotr Michałowski w Odrze.
Comiesięczne odcinki cyklu "Intermedia" zawierały przegląd bieżących premier, ale odsyłały też do wirtualnej niedomkniętej całości, spojonej wielowątkową diagnoza życia teatralnego. Zebrane w opasłym tomie układają się w dygresyjną kronikę minionego dziesięciolecia, łącząc dyscyplinę myślową syntezy ze spontanicznością manifestu. Jacek Sieradzki uprzedza, że jest konserwatystą. Aliści - by użyć jego ulubionego spójnika, który tę odważną deklarację wspiera autoironiczną archaizacją, a mnie bez intencji złośliwej posłuży za alegacyjny refren - oznacza to uznanie ciągłości kultury i dystans do (pseudo)nowości w kontekście tradycji. Postawę tę popieram, doświadczając na co trzeciej premierze aktu wyważania otwartych przed stuleciem drzwi oraz dowodów żenującego nieoczytania młodych reżyserów. Krytyk zauważa brak dialogu międzypokoleniowego twórców i "spłaszczoną perspektywę chronologiczną", toteż staje się rewindyk