Bardziej znana konkurencja powinna się mieć na baczności. Dawno nie widziałam na scenie tak przekonująco pokazanego całego pakietu emocji - Marta Wróbel o monodramie Eweliny Niewiadowskiej.
Ewelinę Niewiadowską bywalcy teatrów mogą do tej pory kojarzyć z desek Teatru Arka (m.in. rola tytułowej Lady Makbet), Wrocławskiego Teatru Lalek, a ostatnio z gościnnych występów w Teatrze Teoka (spektakl "Opat"). Jednak "To moja Marilyn Monroe" Crisa Henry'ego - spektakl, który miał swoją polską premierę w minioną niedzielę we wrocławskim Centrum Kultury Zamek, to pierwszy monodram aktorki. Artystka wyszła z tej próby zwycięsko. Bardziej znana konkurencja powinna się mieć na baczności. Dawno nie widziałam na scenie tak przekonująco pokazanego całego pakietu emocji. Ascetyczna scenografia i metamorfoza bohaterki, która w godzinnym monodramie staje się ikoną kina - Marilyn Monroe w wersji, powiedzmy, powiatowej, sprawiają, że widać wszystkie słabości młodej kobiety. Ona też zawsze chciała być gwiazdą, a grała, jak mówi "trzecią dwórkę z lewej lub siódmą wiewiórkę na gałęzi". Wygłasza swoje kwestie w lekko przekrzywionej peruce