EN

16.12.2004 Wersja do druku

Koniec wieńczy dzieło

- Smutno przed tym pożegnaniem? Jeszcze jak... Nie wszystkie małżeństwa wytrzymują ze sobą dziesięć lat, a ja z Evitą - bez zakłóceń! Kawałek siebie żegnam w tej postaci, nawet jeśli brzmi to sentymentalnie - mówi MARIA MEYER przed ostatnim przedstawieniem "Evity" w Chorzowie.

Przyniosła pani sukces i popularność, ale jej pierwowzór to nie była anielica. Oczywiście, że nie. Kombinowała, zdradzała, oszukiwała, powodzenie osiągała krzywdząc innych. Ale była też bosko ambitna, utalentowana i konsekwentna. Naprawdę współczuła biedakom, znała smak upokorzenia, a potem cierpienia. Daj Boże więcej takich postaci do zagrania. Wiedziała pani coś o Ewie Duarte-Peron przed premierą? Natychmiast rzuciłam się na poszukiwanie jakiejś biografii, dokumentów czy zdjęć. Ale to było 10 lat temu i wtedy nie było książek na jej temat. Za to sporo oglądałam zdjęć. To one podsunęły mi pierwszy trop interpretacyjny. Na fotografiach Ewa uśmiecha się przepięknie, ale oczy ma zimne i ostre. To rzadko zdarza się w życiu, bo jeśli człowiek się śmieje, to wszystkimi partiami twarzy. A w jej rysach była i łagodność, i zaciętość razem. Ta rola wymagała wyrzeczeń? Przede wszystkim poszerzenia skali głosu. Dostałam rolę w cze

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Zielona noc Evity

Źródło:

Materiał nadesłany

Dziennik Zachodni nr 294

Autor:

Henryka Wach-Malicka

Data:

16.12.2004

Realizacje repertuarowe