Po niezbyt dobrze przyjętej przez krytykę inscenizacji szekspirowskiego "Króla Lira" w Teatrze Narodowym przed dwoma laty, Maciej Prus wrócił na tę scenę z udanym "Wiśniowym sadem" Antoniego Czechowa.
Maciej Prus jest bardzo powściągliwy w interpretacji dramatu Czechowa - to pierwsze i dominujące wrażenie, obecne do końca "Wiśniowego sadu" wystawianego na scenie Narodowego. Pomijając charakterystyczną, nieco futurystyczną scenografię Borysa Kudlicki, inscenizacja ta, niejako z założenia, minimalizuje ingerencję reżysera. Unika drastycznych zmian tekstu, nie próbuje na siłę przystosować go do naszych czasów. Mimo tej artystycznej "oszczędności", najpopularniejszy dramat Czechowa, napisany przed prawie stu laty, jak gdyby na przekór zamierzeniom reżysera, okazuje się bardzo współczesny. U Czechowa fabularna historia - niezależnie, czy jest to opowieść o przegranym życiu Iwana Wojnickiego, tytułowego bohatera "Wujaszka Wani", bezpowrotnie utraconych nadziejach Maszy, Olgi i Iriny z "Trzech sióstr", czy o zniszczeniu jakiejś legendy jak w przypadku "Wiśniowego sadu" - jest pretekstem do pokazania zachowań ludzkich niezależnych od czasu, historycznego