"Darwin albo dzieci ewolucji" Łukasza Zaleskiego w reż. Magdaleny Miklasz w Akademii Teatralnej w Białymstoku. Pisze Paweł Stangret, członek Komisji Artystycznej 27. Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.
Scenografia przedstawiająca muzeum zostanie ożywiona przygodami marynarzy i badaczy z XIX wieku. Eksponaty z gablot zaczną być animowane. W ten sposób białostocki Darwin albo dzieci ewolucji zadaje widzom pytanie o to, na jakich podstawach opieramy swoje przekonania, wygłaszane z pewnością, w imię której jesteśmy gotowi odrzucać tych, którzy jej nie mają.
Gabloty z eksponatami, wypchane okazy fauny i flory, egzotyczne przedmioty – w takiej muzealnej scenografii zrekonstruowana zostanie geneza teorii ewolucji. A Pani Przewodniczka w Koku zapyta nas, po co nam to odkrycie. Dychotomia martwoty, muzealnych, nudnych przestrzeni i wyprawy obfitującej w przygody żeglarskie i intelektualne przenosi się również na pytanie o to, czym dla nas jest wiedza. „Podróż po nudzie i sensacji”, którą zapowiada nam Pani Przewodniczka w Koku otwierając przedstawienie, będzie impulsem do zapytania, czy posługujemy się tylko zbiorem martwych twierdzeń z przeszłości, pokrytych muzealnym kurzem, czy może do czegoś nam się dziś przydają? Jak wygląda świat po Darwinie? Aktorzy i lalki ze stolicy Podlasia zadają te pytania w spektaklu, który miesza przestrzenie, czas historyczny, a także ludzi i przedmioty.
Przedstawienie Łukasza Zaleskiego w reżyserii Magdaleny Miklasz to spektakl dyplomowy studentów IV roku kierunku aktorskiego Akademii Teatralnej filia w Białymstoku. Głównym tematem jest wyprawa Karola Darwina w 1831 roku, podczas której naukowiec odkrył i sformułował swoją teorię, zapisaną następnie w O powstawaniu gatunków. Osią dramatyczną i sceniczną jest wycieczka z przewodnikiem po nieistniejącym Muzeum Historii Naturalnej i Mnej Naturalnej im. Karola Darwina w Białymstoku. Pani Przewodniczka w Koku wprowadza nas do tej instytucji, a w tę przestrzeń wprowadza bohaterów, którzy naprędce sklecają statek i wyruszają zmienić oblicze świata.
Spektakl doskonale łączy wątki historyczne z dzisiejszymi. Z jednej strony otrzymujemy solidną porcję wiedzy, „padnie wiele dat, nazwisk, łacińskich nazw opisujących florę i faunę. Proszę nawet nie próbować zapamiętać tego wszystkiego. Nie da się”. W bibliografii dramatu jest wymienionych kilka podręczników biologicznych, jednak nie cel dokumentacyjny przyświeca tej wyprawie. Przeszkody, jakie napotykał Darwin, nieprzystawalność jego twierdzeń do ówczesnych pewników zestawione są tutaj ze współczesnymi dyskursami, w których dominuje pewność, których cechą jest zamknięcie się na nowe sposoby weryfikacji rzeczywistości, a i zwyczajne braki w wiedzy stają się powodem do dumy. Koncepcje Darwina zostały odrzucone w XIX i XX wieku, okazuje się, że w XXI też. Pani Przewodnik w Koku dziwi się, że oczywistości udowodnione przez naukę trzeba dziś tłumaczyć w kraju Mikołaja Kopernika i Marii Curie-Skłodowskiej. Żeby pokazać tę komplikację, wywiad z ciekawym człowiekiem jest rozmową z Płaskoziemczynią.
Tytułowe wyrażenie „dzieci ewolucji” ewokuje oboczność „ewolucja/rewolucja”. Wystąpienie Darwina pokazane zostało jako rewolucyjne, jako działanie wbrew przeszkodom i przeciwnikom (z offu w końcu leci piosenka Children of the Revolution zespołu T-Rex). Oboczność tych dwóch wyrażeń dobrze pasuje do dzisiejszej sytuacji w Polsce, w której ignorancja i zamknięcie się na dyskurs naukowy i argumenty stały się normą i dominującym sposobem mówienia. Jednakże ta gra słów ma inne znaczenie. „Rewolucja” Darwina oznaczałaby bowiem moment w historii, który może zostać zapomniany, sytuację, gdy przełom nastąpił, a my dziś oglądamy go w muzeum. Dlatego twórcy opowiadają się jednak za ewolucją, sugerując, że wiedza nie przyrasta przełomami, że Darwin (a wspomniany wcześniej Kopernik) ciągle nie trafili pod strzechy.
Rewolucje naukowe, aby miały znaczenie muszą być pielęgnowane, wiedza musi być podtrzymywana poprzez krytyczną refleksję, a nie postawę rozciągającą się między potępieniem a bałwochwalczym kultem. „Od zasypiania, zawsze bardziej lubiłem otwieranie oczu” – powie Darwin zapytany o to, w jaki sposób jego odkrycia uczynią życie ludzi lepszym. Wiedza nie daje pewników, ale może spowodować, że staniemy się świadomi tego, że nasze pewniki okażą się bardzo kruche i łatwe do obalenia.
Napięcie między martwotą a wysiłkiem intelektualnym w spektaklu pokazane jest poprzez relację między przedmiotem i aktorem. Zaletą spektaklu jest umiejętne wykorzystanie lalek. Mówiąca Szympansica Jane (po studiach na Harvardzie, a nawet z podbitą obiegówką) jest znakomicie animowana przez Annę Konieczną. W tych etiudach wykształcona małpa oskarża nas o niewiedzę i obala pewniki naszej wiedzy na temat pochodzenia człowieka i narodów. Podważa naszą wiedzę o świecie pokazując perspektywę Innego, która jest w stanie zaburzyć nasze postrzeganie rzeczywistości. Manifestując swoją wyższość intelektualną ma jednocześnie świadomość, że jest jedynie atrakcją cyrkową, gadającą małpą. Dynamiki tej sceny dodaje również wejście w relacje z publicznością, przez co braki wiedzy zostają wytknięte w konwencji kabaretowego numeru.
Podobnie Michał Kaszak w roli Ojca Stanforda animując lalkę księdza, w scenie ekskomunikowania i potępienia tez Darwina, jest jednocześnie komiczny i groźny w swojej apoteozie ignorancji. Również Katarzyna Hodana w roli Kucharza Okrętowego i Wodzireja w Jednym gra z lalką kucharza, której głowa jest głową aktorki z wąsami na gumce. Życzliwy, ciepły kucharz, którego mały wąsik ewokuje wizerunek Adolfa Hitlera używa nowoodkrytych przez Darwina zwierząt do przyrządzania potraw na wieczorek egzotyczny podczas wakacji all inclusive. Jego ciepło-groźne oblicze objawia się w tym, że uczy się, jak odkrycia krain, zwierząt i roślin skomercjalizować dla białych turystów. Podkreślając aktorstwo warto zaznaczyć, że w spektaklu dużą rolę odgrywa muzyka, która powoduje, że przedstawienie staje się dynamiczne, jest bardzo zrytmizowane, a zbiorowe partie choreograficzne pokazują dobre zgranie zespołu. Dynamika scen indywidualnych, dialogowych i zbiorowych pozwala na płynne przechodzenie między tematami, między miejscami i czasami wydarzeń.
Darwinizm w spektaklu nie dotyczy jedynie kwestii naukowych i biologicznych. „Beagle”, okręt, na którym płynął Darwin, wiezie ze sobą oficerów królewskiej marynarki, którzy nowe odkrycia naukowe przyłączają do imperium brytyjskiego. Oni uczą ich „cywilizacji”, a Ojciec Stanford prawdziwej religii. Darwin jest tutaj też jednym z kolonizatorów. Jego nauka, otwieranie oczu, niszczą dotychczasowe pewniki Zachodu, ale także ignorują postrzegania świata przez Innych, mieszkańców z kolonizowanych terenów. Dopiero oni muszą dać im „prawdziwą” wiedzę i naukę, nauczyć ich „normalnego” patrzenia na świat. Stąd tubylcy pokazywani są właśnie jako atrakcja na egzotycznych wyprawach wypoczynkowych (czego przykładem jest postać Fuegii Basket z Narodów Pierwszych).
Również darwinizm społeczny zostanie wykrzyczany przez Majtka. Bohater upomni się o to, że nawet nie ma swojego imienia. Jest z niższej klasy społecznej i zostanie pominięty w historii. Oskarży Darwina o to, że słowo majtek oznacza „opowieść o kapitalizmie i wyzysku, jest w tej historii opowieść o kolonializmie i o Balcerowiczu, o emigrantach i zamkniętych kopalniach, jest w tym historia Wałbrzycha, Detroit, i zamkniętych hoteli na Gran Canarii”. Ambiwalentne znaczenie nauki i jej roli zestawione z muzealną scenografią pokazuje, że stały namysł krytyczny jest tym, co uchroni naszą wiedzę przez umuzealnieniem.
Spektakl umiejętnie wykorzystuje konwencję dramatu historycznego, pomimo realnych postaci z przeszłości występujących w przedstawieniu, jest de facto oskarżeniem współczesnej Polski (co wielokrotnie, metadramatycznie jest formułowane wprost) o brak poszanowania dla wiedzy i nauki. „Chciałabym powiedzieć, że w 2021 roku w Białymstoku zakończył się światowy pogląd, że ziemia jest okrągła” – rzuci na koniec wywiadu Płaskoziemczyni, której monolog skończy spektakl. Bohaterowie bowiem dopłyną do końca świata i spadną z jego płaskiego brzegu. Płaskoziemczyni powie, że „Beagle” rozbił się o pewność. Przejdzie potem do oskarżenie nas o doprowadzenie do końca świata, przez co rozumie kryzys klimatyczny. Zarzuci nam, że wierzymy w działania, które „na pewno” pomogą, a okazuje się, że jest za późno, że wraz z Darwinem spadamy z końca Ziemi.
A może nie zginiemy, tylko zaczniemy ewoluować?
Łukasz Zaleski DARWIN ALBO DZIECI EWOLUCJI. Reżyseria i koncepcja lalek: Magdalena Miklasz, dramaturgia, opracowanie muzyczne: Łukasz Zaleski, kostiumy: Hanka Podraza, scenografia: Magdalena Miklasz i Hanka Podraza, światło: Monika Stolarska. Premiera Akademii Teatralnej w Białymstoku 13 marca 2021.