"PARK" Z WYBRZEŻA. Ładne było... - usłyszałem za plecami stojąc w kolejce do szatni Teatru Wybrzeże w Gdańsku. Po chwili ten sam głos dodał, ale już nieco ciszej - ...tylko nic nie zrozumiałam. O co tam właściwie chodziło? Opisana scenka rozegrała się po odstawieniu "Parku", sztuki Botho Straussa, jednego z najbardziej wziętych teraz zachodnioniemieckich pisarzy. Strauss napisał rodzaj wariacji wokół tematu "Snu nocy letniej"; spróbował, by tak rzec,przenieść rozerotyzowaną atmosferę lasu ateńskiego do współczesnego świata cywilizacyjnego przesytu. Po zaśmieconym, nieprzytulnym parku snują się osowiali Oberon i Tytania, rozpaczliwym obnażaniem się usiłują rozpalić choćby cień namiętności w przechodniach; kwartet kochanków - odpowiednik dwóch par szekspirowskich uciekinierów miłosnych - zdradza się nawzajem nudno i automatycznie; Puk jest zniewieściałym, podstarzałym artystą, rzeźbiarzem-czarodziejem; funkcję komicznych rzemieślni
Tytuł oryginalny
Koniec teatru świata?
Źródło:
Materiał nadesłany
Polityka nr 50