Podejmując decyzję tuż przed rozpoczęciem sezonu, minister pogwałcił jednak reguły rządzące operowym światem i wszedł w buty poprzednika, który dwa lata temu w podobnym trybie posadził na dyrektorskim stołku umocowanego w Pałacu Prezydenckim Pietkiewicza, a wyrzucił Mariusza Trelińskiego. Więc nie idzie o zasadność odwołania, ale o styl jego przeprowadzenia - pisze Daniel Cichy w Tygodniku Powszechnym.
Stało się. Bogdan Zdrojewski wszczął wobec Janusza Pietkiewicza postępowanie odwoławcze ze stanowiska dyrektora naczelnego Teatru Wielkiego-Opery Narodowej. Nareszcie, chciałoby się powiedzieć. Fatalny sposób zarządzania, słanie kolejnych próśb do ministerstwa o dotacje, przy jednoczesnym niewywiązywaniu się z obietnicy przeprowadzenia strukturalnych reform, narastający konflikt z załogą, spadek formy orkiestry i baletu, żenujące wybory repertuarowe, propagowanie cepeliady i akademii rocznicowych to tylko niektóre grzechy dotychczasowego szefostwa. Teatr grał sporo, a widzów podobno w minionym sezonie przybyło, ale scena warszawska pod względem artystycznym spadła do ligi prowincjonalnych teatrów operowych. Podejmując decyzję tuż przed rozpoczęciem sezonu, minister pogwałcił jednak reguły rządzące operowym światem i wszedł w buty poprzednika, który dwa lata temu w podobnym trybie posadził na dyrektorskim stołku umocowanego w Pałacu Prezydenck