Koniec świata ogłosić, zapowiedzieć może każdy. Na miarę własnych możliwości i potrzeb. Najprostsza droga wiedzie przez "po nas choćby potop" albo rosyjsko-witkacowskie "napliewat'". Upaść samemu, nim upadnie świat. W moralnych nieprawościach z upodobaniem nurza się Rabenthal, tytułowy bohater sztuki Jorga Grasera, mało znanego, a interesującego dramaturga niemieckiego. Janusz Kulik (Rabenthal) i reżyser Tomasz Dutkiewicz uznali, że byłoby to zbyt proste i banalne, więc się dystansują. Kulik dobrze gra podwójną rolę: idiociejącego kabotyna i mądrego autokibica. Powstało przedstawienie groteskowe, ironiczne, w którym twórcy sugestywnie i dowcipnie zakpili z wydumanych postaw eschatologicznych, znamiennych dla schyłku wieku. W końcówce spektaklu w grę w śmierć i koniec świata wkracza śmierć rzeczywista - groteskowy obraz pęka. Aktorzy, Joanna Fertacz (Helena Rabenthal) i Stanisław Krauze (Walenty Boscik), zaczynają serio, lirycznie i przejmuj�
Tytuł oryginalny
[Koniec ...]
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 3