Zdarzyła się także rzecz wielka, choć niespodziewana. Opera Śląska wstawiła do katowickiego Spodka swoją kantatę sceniczną "Carmina Burana". Od lat nie szczędziłem naszej kulturze instytucjonalnej - także Operze Śląskiej - słów krytyki, zarzucałem niepoprawny prowincjonalizm i w ogóle marazm powszechny. Teraz piszę bez zająknięcia, że w sobotni wieczór w Spodku obejrzałem widowisko europejskiego formatu, zrealizowane w wielkiej skali, z najwyższym profesjonalizmem - pisze Michał Smolorz w Gazecie Wyborczej - Katowice.
Bieżące relacje i obszerne sprawozdania z Kongresu Kultury Województwa Śląskiego ukazały się już w śląskich mediach. Nie będę ich dublował, nie wierzę także w moc sprawczą podobnych konwentykli. Jednak poczyniłem przy tej okazji kilka spostrzeżeń, które pozwalam sobie upublicznić. Nasamprzód sprawa niby drobna, ale jednak ważna, bo dotykająca tradycji. Kongres rozpoczął się w znanej galerii Szyb Wilson prowadzonej przez Johanna Brosa w budynkach dawnej janowskiej kopalni. Bawiło mnie, jak bardzo ważni i mniej ważni uczestnicy kongresu zmagali się z wymogą tej nazwy. Gospodarze konsekwentnie mówili o "Wilsonie" (czytane przez "w"), większość gości chciała być bardzo angielska i bardzo poprawna, więc mówiła "Szyb Łilson", krzywiąc się, że gospodarze nie znają angielskiego. Otóż uzmysławiam Wam - o wy, światowcy - że to gospodarze mają rację. Ten kopalniany szyb nazywał się "Wilson" (czytane przez "w") i pośród tutejszych