„Dziewczyno, takie konfundujące” w reż. Weroniki Szczawińskiej w Akademii Teatralnej w Warszawie filii w Białymstoku. Pisze Justyna Białous z Nowej Siły Krytycznej.
Dyplom studentów IV roku aktorstwa lalek białostockiej filii Akademii Teatralnej w Warszawie „Dziewczyno, takie konfundujące” ukazuje, jak jedno wydarzenie medialne wywołuje lawinę kolejnych w internecie, dosłownie zalewając nas absurdem i głupotą. Promocja nowego blockbustera „Ashes of Tomorrow” Wade’a Flexa, który wchodzi na ekrany kin, stanowi punkt zapalny dla dalszych zdarzeń. Wokół produkcji narasta coraz więcej kontrowersji.
Zespół młodych aktorów we współpracy z Jowitą Mazurkiewicz (tekst i dramaturgia) oraz Weroniką Szczawińską (reżyseria) nie biorą jeńców, a w kameralnej sali Teatru Szkolnego w ciągu dwóch godzin dzieje się niemal wszystko. Tytułowe „konfundujące” odczucia mieliśmy zagwarantowane, jak się okazuje, nie tylko podczas spektaklu, ale także w późniejszej debacie o nim, notabene w sieci.
Przedstawienie nie moralizuje, nie bada meandrów internetu i nie stawia im diagnozy. Wchodzi w ich istotę. Stosuje ten sam dyskurs, te same środki i (nieraz bardzo ciężki) humor, by stworzyć syntetyczną imitację tego, co możemy zobaczyć na naszych ekranach. W tym roku białostoccy studenci zaryzykowali satyrę balansującą na granicy przyjętej konwencji, do tego stopnia, jakby momentami parodiowała samą siebie. Ttwórcy posługując się mechanizmami świata on-line i jego językiem stworzyli fikcję paradoksalnie nieodbiegającą od realiów internetu, jednak doświadczenie tego w innym kontekście – na deskach teatru – uświadamia abstrakcyjność sytuacji.
O czym jest spektakl? O wszystkim! Znalazły się wątki posthumanistyczne, topowy w ostatnim czasie temat AI, ale też przemocowy język i kultura cancelowania, manipulacja informacją do granic konfabulowania. Pojawiły się problemy seksualizacji treści, deklaratywnego wspierania feministycznych wartości, obecnego w show-biznesie seksizmu, fasadowej równości rasowej i genderowej, czy wybiórczej wrażliwości na problemy społeczne. W tryby konwencji wpadły szeroko pojęte media: portale informacyjne, marketing, streamerzy, youtuberzy, tiktokerzy, instagramerzy, filmoznawcy, twórcy promujący się skandalem, jak i odbiory komentujący tę zawartość, rozpowszechniający teorie spiskowe i absurdalne dramy. Autorki koncepcji przedstawienia Jowita Mazurkiewicz i Weronika Szczawińska wraz z improwizującymi na podstawie własnych pomysłów aktorami zdecydowali się na przekrojowe ujęcie, przechodząc po powierzchni każdego z wątków, jednocześnie żadnego nie pogłębiając. Spektakl tym samym uwypukla demokratyczną polifoniczność zdań i opinii zamieszczanych w internecie. Pozwala na obrazowe przedstawienie jakich bodźców dostarczamy umysłom wpadając w wir scrollowania.
Mimo intensywnej dynamiki akcji, zdarzały się przestoje ze szkodą dla dramaturgii całości. Wytrącenie z fabuły spowodował przeciągnięty moment zmiany kostiumów przed sceną w talk-show. Nie byłoby wielką stratą, gdyby rozmowa bohaterów z „Jimmym Falkonem” w programie została skrócona. Miałam też wątpliwości co do sekwencji, w której po wyłączeniu reflektorów, z ciemności wynurzył się Mateusz Wyżliński niosąc szklaną kulę z chłodnym światłem, rzucającym różnej wielkości cienie w sali. I choć ten przerywnik wytłumił nadmiar bodźców, nie dostrzegłam jego znaczenia. Przestrzeń się nie zmieniła, a przy dwugodzinnej ekspozycji na absurd, scena ta mogła zostać do tego wykorzystana.
W kontekście sztuki obfitującej w chaos, minimalistyczna scenografia, oszczędne wykorzystanie świateł i niezbędnych tylko rekwizytów było zasadne. Z czarnym tłem dekoracji kontrastowały kostiumy Marty Szypulskiej – dopracowane, jeśli chodzi o wielość kolorów, faktur i krojów. Warstwa słowna i kalejdoskopowa gra aktorów stanowiły główną zasadę spektaklu. Różnorodna treść pozwoliła studentom zaprezentować swoją wszechstronność i lekkość w zabawie konwencją. Szczególnie przyciągały moją uwagę postacie grane przez Michalinę Krzemianowską, Weronikę Kozłowską i Łucję Helenę Muchę.
„Dziewczyno, takie konfundujące” uwodzi widza polifonicznością głosów budujących przestrzeń internetu w horyzontalnym ujęciu. Zanurza go w absurdzie zbliżonym do realiów sieciowych, angażuje, dezorientuje i przytłacza. Konfrontuje widza z tym, co dobrowolnie, sam sobie dostarcza w wolnych chwilach. Demaskuje odbiorcę jako pośredniego kreatora treści, który przez swoją aktywność w sieci napędza machinę absurdu.
Czy jest to spektakl dla każdego? Recenzja „Jakie to konfundujące!” opublikowana przez Marka Waszkiela na jego blogu ujawnia pokoleniowe różnice w odbiorze tej sztuki. Autorowi brakuje osadzenia wykreowanego przez twórców świata w nowym kontekście społeczności internetowej. Samo konceptualne uchwycenie zamysłu jest niewspółmierne z doświadczeniem i otarciem się o realia on-line’u. Nie uważam, żeby remedium w tej sytuacji stał się przyspieszony kurs z mielizn internetowych. W tym kontekście brak znalezienia wspólnej płaszczyzny między generacjami nie dziwi, jednak zaskakująca jest niezachwiana pewność opinii krytyka i historyka teatru – prowadząca do stwierdzenia braków w wiedzy fachowej reżyserki, zamiast refleksji nad wymykającą się autorowi przestrzenią rzeczywistości nowych pokoleń.
Może zamiast zagłuszającego kontestowania wypowiedzi kolejnych roczników absolwentów szkół teatralnych, lepiej byłoby wsłuchać się w ten głos i dowiedzieć się czegoś o nieuchronnie zmieniającym się świecie.
Justyna Białous – prawniczka, pasjonatka teatru ruchu, performansu i sztuk wizualnych. Uczestniczka warsztatów krytyki tańca IV edycji Krakowskiego Festiwalu Tańca