EN

1.11.1991 Wersja do druku

Końcówka

Przedstawienie Ach, Combray... według Prousta jest może jednym z ostatnich przykładów zbytku, na który polski teatr mógł był sobie kiedyś pozwalać. Niebawem, gdy już zaleją nas musicale i komedie bulwarowe, gdy nie schodzącym z afisza przebojem stanie się jakaś Madame Bataxfly, trudno będzie uwierzyć, że możliwy jest i taki teatr, jaki Waldemar Matuszewski zdążył pokazać na małej scenie Dramatycznego. Zbytek, luksus, jakaś Proustowska orchidea, kamelia, anemon przypięte do pol­skiego baraniego kożucha. To oczywiste. Powieść Prousta nigdy nie należała do ulubionych lektur troglodytów, toteż i adaptacja teatralna dostosowała ten gigantyczny fresk do warunków nadzwyczaj kamera­lnych - Gombrowicz powiedziałby: dla jaśniejszych. Literackim punktem wyjścia są fragmenty pierwszego tomu powieści, te właśnie, które opisują pobyt Marcela w Combray u babki. Mamy więc to wszystko, co z Prousta pozostaje najbardziej niezapomniane: ciotkę Leonię i Fra

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Źródło:

Materiał nadesłany

Teatr nr 11

Autor:

Janusz Majcherek

Data:

01.11.1991

Realizacje repertuarowe