Wreszcie wszyscy mają to, czego pragnęli. Teatr - sukces, widz - prawdziwą ucztę dla ducha. Między sceną a publicznością panuje atmosfera niezwykłego napięcia, porozumienie wydaje się pełne. Długa owacja po spektaklu nie jest przejawem zwykłej kurtuazji. Ma wymowę i rangę podziękowania za chwile niezwykłego przeżycia, przypominające o oczyszczającej sile teatru. Kiedy przez trzy godziny śledzimy na scenie Teatru "Wybrzeże" przedstawienie "Biesów" Fiodora Dostojewskiego w reżyserii Krzysztofa Babickiego, ze scenografią Marka Brauna i muzyką Stanisława Radwana, wszystko wydaje się oczywiste. Znakomity tekst literacki, w doskonałej adaptacji Alberta Camusa, przełożony został na język sceny w sposób najprostszy. Tradycyjnie, bez żadnych formalnych "sztuczek", z idealnym wyczuciem dramaturgicznym. Jest zatem klarowny i czytelny, skupiony na tym, co dla interpretacji Dostojewskiego najważniejsze. Na postaciach i słowie. Dawno już na deskach tej sceny
Tytuł oryginalny
Koncertowe "Biesy"
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Bałtycki nr 266