Rozrywkowe widowiska XIX-wiecznej Warszawy, w których występują "psy, małpy i inne wyuczone zwierzęta", przypomina Jarosław Komorowski w felietonie z cyklu "Okruchy w sieci" w portalu Teatrologia.info.
To co wyprawiają niektórzy, pożal się Boże, artyści, by zyskać poklask publiczności, to jest - nie owijając w bawełnę - kompletne zezwierzęcenie. Onegdaj, w karnawale 1854 roku z Kijowa przez Lublin przybył do Warszawy pan Casanova (o zakład, że to pseudonim) z zespołem tresowanych zwierząt, pokazujących spektakle niemal teatralne. Występy, odbywające się w szopie, specjalnie zbudowanej na Nalewkach, wzbudziły żywe zainteresowanie. Poważny skądinąd "Kurier Warszawski" nie tylko poświęcił im wiele miejsca, ale jeszcze przy okazji zamieścił szkic o dawniejszych widowiskach podobnego autoramentu: "Co rok w miesiącach letnich pojawiają się [...] na ulicach Warszawy psy, małpy i inne wyuczone zwierzęta, okazywane dla zabawy publiczności, formującej w dziedzińcach na widowiska tego rodzaju improwizowany amfiteatr. Arlekin, Kolombina, Pajazzo, z czworonogów na te charaktery przerobieni, przedstawiają główne role, woltyżując na pudlach albo wykony