Na otwarcie 59. Festiwalu Warszawska Jesień w Filharmonii Narodowej obowiązywały oczywiście stroje wieczorowe. Ale czarne trampki na białej gumie i adidasy śmiało zajmowały miejsca między czarnymi szpilkami i eleganckimi mokasynami - pisze Karolina Słowik w Gazecie Wyborczej-Stołecznej.
Dyrygent Jacek Kaspszyk nie stroił orkiestry. Nie było potrzeby. Otworzył 59. Warszawską Jesień utworem "Tuning Up" Edgarda Vares'a z 1946 roku. Już od pierwszych taktów słyszeliśmy dźwięk na wszystkich rejestrach. Po chwili stroiły i skrzypce, i flety, i oboje. Po przerwie w metalicznym stroju astronauty na scenę weszła sopranistka Joanna Fersztel. Zasalutowała i zaśpiewała trzy arie z opery "Le Grand Macabre" Gyórgy Ligetiego. Atmosfera się rozluźniła, publiczność częściej się uśmiechała, a dyrygent w pewnym momencie krzyknął w kierunku sekcji dętej blaszanej: "Nie, dziecko, co ty grasz?! Ach, ta Warszawska Jesień". Minister kultury Piotr Gliński (w garniturze, pod krawatem), bił brawo na stojąco. Na Mykietyna i Chyrę - Nie, nie byłem na koncercie inauguracyjnym. Nie lubię tej napuszonej atmosfery - powiedział mi następnego dnia jeden z muzyków. Staliśmy obok komitetu kolejkowego, który zapisy na operę Pawła Mykietyna "Czarodziejska