Nie jest to już tylko konflikt między mną a aktorami, ale także z całym teatrem, czyli 60 osobami, które pracują w tej instytucji i które murem stoją za mną. Nie chcemy z nimi współpracować nie dlatego, że aktorzy upomnieli się o taką czy inną formę zatrudnienia, ale dlatego, że ci ludzie od początku konfliktu mieli jeden cel, tzn. wyrzucić dyrektora, czyli mnie, i postawić na stanowisku swojego człowieka. Chwała pani Szczepkowskiej za to, że zajmuje się wszystkimi pokrzywdzonymi aktorami, ale wydaje mi się, że w tej sprawie pokrzywdzony jestem ja i teatr - mówi Waldemar Wolański, dyrektor Teatru Arlekin w Gazecie Wyborczej - Łódź.
- Zbuntowani aktorzy napisali do pani Szczepkowskiej, wiedząc, że będzie startowała na prezesa ZASP-u. Ona, będąc nieświadoma całej sytuacji, zaprosiła aktorów na zjazd, na którym grupa protestujących aktorów Arlekina zrobiła "występ". Zjazd ZASP-u przyjął więc uchwałę, żeby nowo wybrana prezes zainteresowała się sprawą i sprawdziła, co się dzieje w teatrze. Dwa dni później spotkałem się z panią Szczepkowską w Warszawie i wytłumaczyłem jej, że aktorzy w wielu sprawach okłamali ją i cały zjazd. Powiedziałem jej, że ZASP zajmuje się tą sprawą od stycznia. Sekcja lalkowa ZASP-u zna tę sprawę doskonale i nie popiera żądań aktorów. Pani Szczepkowska była dosyć zdziwiona tą informacją. Myślę, że nie miała świadomości, w co ją wmanewrowano. Potem spotkała się z aktorami jeszcze raz. Pani Szczepkowska jest w wyjątkowo delikatnej sytuacji, ponieważ nie znając całej sprawy, pozwoliła sobie na dosyć jednoznaczne komentarze w pras