- Los chciał, że identyfikowana jestem przede wszystkim z rolami komediowymi. Wcale tego nie żałuję. Kocham te swoje Lodzie, Józie, Jadzie,mam słabość do świata, który pamiętam z dzieciństwa, do postaci odchodzących. Za chwilę nie będzie już takich postaci w chusteczkach zawiązanych pod brodą, które z torebką idą do kościoła, bo wszyscy będziemy bardzo "europejscy" - mówo HANNA ŚLESZYŃSKA
Rz: Kiedy pierwszy raz nazwano panią polską Lizą Minnelli? Hanna Śleszyńska: Dokładnie nie pamiętam, ale to określenie pojawiało się wielokrotnie, zwłaszcza gdy zaczęłam występować w Kabarecie Olgi Lipińskiej. Krótkie, ciemne włosy, duże oczy i zadarty nos sprawiły, że zaczęto mówić o polskiej Lizie Minnelli. Powiem szczerze - cieszyło mnie to, bo zawsze była moim ideałem aktorki śpiewającej. Miałam okazję obejrzeć ją na koncercie w Las Vegas. Podobała mi się jej energia, która emanowała na scenie. Z drugiej strony wiedziałam, że to podobieństwo jest na tyle umowne, że nie stanie się dla mnie obciążeniem. A jednak dziesięć lat po szkole zagrała pani jej najsłynniejszą rolę, czyli Sally Bowles w polskiej inscenizacji musicalu "Cabaret". - Do dziś mam w repertuarze kilka jej piosenek. Pamiętam, jak dużo wtedy czytałam o Lizie Minnelli, o jej dzieciństwie i rozwodzie rodziców. Bardzo przejęły mnie wtedy te opowieści. I d