Wiktor Szenderowicz uchodzi za autora komedii satyrycznych. Gatunek w Polsce prawie zapomniany, ale w Rosji o wielkiej tradycji, przechodzący dzisiaj prawdziwy renesans - o spektaklu "Pan Ein problemy ochrony przeciwpożarowej" w reż. Wojciecha Adamczyka w Teatrze Współczesnym w Warszawie oraz o zbiorze "Pan Ein i inne historie" wydanym przez ADiT pisze Tomasz Miłkowski w Dzienniku Trybuna.
"O tym, że ktoś zostaje satyrykiem - mówił dramaturg w rozmowie ze swym polskim tłumaczem, Jerzym Czechem -decyduje zetknięcie z życiem. Reszta to sprawa organizmu, najwidoczniej przy okazji wydziela się czasem sporo żółci". Człowiek, pozbawiony talentu, zostaje śledziennikiem. Utalentowany - komediopisarzem, jak Arystofanes, który jak wiadomo ojcuje europejskiej komedii satyrycznej. Wiktor Szenderowicz (ur. 1958), dzisiaj już sześćdziesięciolatek, od lat bliski teatrowi, m.in. związany był ze studiem Olega Tabakowa, a Grigorija Gorina uważał za swego mentora, zaczynał od pisania krótszych form satyrycznych. To były opowiadania, felietony, czasem scenki w duchu "Zielonej Gęsi". Dopiero niespełna dwadzieścia lat temu odważył się sięgnąć po pełną formę sceniczną i obrał komedię satyryczną za swój gatunek. W Rosji zyskał wielu czytelników i wielbicieli, a przy okazji stracił program w telewizji NTW i został trwale wyrugowany z telewizji pa�