Sukces elementów humorystycznych zależy od kilku zmiennych. Najważniejszy okazuje się wciąż aktualny przekład Juliana Tuwima, który jako mistrz gry językowej, naszpikował libretto dowcipem językowym - o "Zemście Nietoperza" w reż. Tomasza Janczaka w Teatrze Muzycznym w Lublinie pisze Marta Zgierska z Nowej Siły Krytycznej.
"Zemsta Nietoperza" przyniosła nieco rześkości do Teatru Muzycznego w Lublinie. Ta wersja dzieła Johanna Straussa jest także debiutem reżyserskim Tomasza Janczaka. I choć realizacja pozbawiona jest nowoczesnych rozwiązań, co wprost widać w wykorzystanych kostiumach i dekoracjach (Małgorzata Słoniowska), to wyczuwalny jest dystans do przedstawianego świata. Umożliwia to skuteczne realizowanie linii komediowej, która w spektaklu wyraźnie przebija się na plan pierwszy. Operetka bez mała czterogodzinna zdążyła wzbudzić skrajne emocje. Wszystko za sprawą nierówności i odmienności poszczególnych części. Akt pierwszy, mający na celu wprowadzić nas w relacje między postaciami oraz intrygę snutą przez Nietoperza Falke (Andrzej Witlewski/Marcin Żychowski), jest częścią najbardziej statyczną. Uwaga skupia się na zalążku akcji, która przeplatana zostaje elementami humorystycznymi. W pierwszej scenie dominuje kreacja pokojówki Adeli (Anita Maszczyk/Iwona