"Wielki człowiek do małych interesów" w reż. Michała Borczucha w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Łukasz Drewniak w Przekroju.
Bohaterami spektaklu są jeden stary pierdoła i szóstka młodych ancymonów. Reżyserowi nie chodzi jednak o starcie pokoleń ani o studium pangeneracyjnego cynizmu. Próbuje udowodnić, że ta niewinna komedia podszyta jest obscenami z pornograficznej twórczości hrabiego Aleksandra. Na scenie mamy jednak erotyzm zdumiewająco grubaśny, pozbawiony pieprzyku i wdzięku. Młodzi wzajem igrają, jakby obsługiwali betoniarkę albo odlewali pustaki. Dziewczyny pokazują majtki, chłopaki łażą w skarpetkach i chwalą się tatuażami. Od czasu do czasu ktoś bezradnie poświntuszy do mikrofonu. Tymczasem pomysł wyjściowy, o ile rozumiem, był taki: urządzić teatralny "jam" na temat prowincjonalnej nudy dorastania, ukazać zespół seksualnego napięcia w młodzieżowej grupie, pobawić się fredrowskimi impresjami we współczesnym cudzysłowie. Jednak zamiast zmiennych tonacji, swobody dygresji, wspólnego aktorskiego "dżemowania" Borczuch serwuje mętne, wypreparowane z we