Skromność i ubóstwo bywają w sztuce silami napędowymi, czego dowodem jest i ta inscenizacja - o premierze "Agrippiny" w reż. Natalii Kozłowskiej w warszawskim Teatrze w Starej Pomarańczami pisze Jacek Marczyński w Ruchu Muzycznym.
Poza Warszawską Operą Kameralną, którą swego czasu Stefan Sutkowski z Ryszardem Perytem uczynili domem przyjaznym muzyce barokowej, inne polskie teatry stronią od niej zdecydowanie. Jedyny wyjątek, jaki zdarzył się w ostatnich kilkunastu latach, to spektakle "Les Indes Galantes" Jeana-Philippe'a Rameau, które w 2004 roku można było obejrzeć w Poznaniu. Ale i one potwierdzają regułę. Była to produkcja włosko-holenderska z muzycznym udziałem Orkiestry XVIII wieku Fransa Bruggena. Do przygotowania premiery szukano polskiego partnera, miała nim być Opera Narodowa, ale zgłosiła się bez entuzjazmu, więc głównie dzięki uporowi Stanisława Leszczyńskiego dzieło Rameau przyjął na kilka wieczorów poznański teatr. Obecna premiera "Agrippiny" - jednej z najwcześniejszych, a zarazem najlepszych oper Georga Friedricha Haendla - doszła do skutku dzięki wysiłkom Stowarzyszenia Miłośników Muzyki Barokowej "Dramma per musica", które na realizację tego pomysłu