Termin "patriotyzm" znalazł się dziś w nie lada opałach: jedni rewolucjoniści usiłują wypłukać zeń wszelkie znaczenie, inni - przenicować - pisze Wojciech Stanisławski w Rzeczpospolitej.
Nie hukiem, ale wonią lekko zjełczałego tłuszczu kakaowego kończy się akcja "Orzeł może", która przed miesiącem zatrzęsła Polską. Oraz światłami rampy: ostatnim jej akordem, prócz popularyzowanego już od kilku lat przez środowisko "Gazety Wyborczej" "toastu za wolność", okazał się zaszczycony obecnością Bronisława Komorowskiego wtorkowy pokaz mody, podczas którego kilka dobrze widzianych celebrytek mogło zabłysnąć tyleż patriotyzmem, co łydką. Po bez wątpienia mocnym otwarciu, jakim była drugiego maja parada z czekoladową figurą, Kancelaria Prezydenta RP, mimo pozostającego w mocy honorowego patronatu głowy państwa, podczas miesięcznej kampanii pozostała praktycznie niewidoczna. Drugi z triumwirów, czyli "Gazeta Wyborcza", skupił się na punktowaniu krytyków inicjatywy, ze szczególnym uwzględnieniem tych najbardziej przewidywalnych: bombastycznych. Najbardziej zaangażowany pozostał Program Trzeci PR, przygotowując kilkadziesiąt audy