"Kłamczucha" w reż. Andrzeja Sadkowskiego w Teatrze Barakah w Krakowie. Pisze Łukasz Maciejewski w Polsce Gazecie Krakowskiej.
Klaustrofobia bohaterki monodramu "Kłamczucha" przechodzi na widzów. Ciasna piwnica teatru "Barakah" na Kazimierzu wydaje się jeszcze mniejsza. Zaledwie kilka rzędów, na środku stół ikrzesło. Oraz Ona-kłamczucha. Rozmaicie można interpretować gwałtowne wyznanie bohaterki granej przez Annę Piróg-Karaszkiewicz - ni to rodzaj konfesji, ni perwersyjne upajanie się własnym występkiem. Dla mnie "Kłamczucha" jest niemal klinicznym zapisem schizofrenii, z wpisanymi w tę chorobę remisjami, momentami życiowej prawdy pozarastanymi urojeniami. Bohaterka staje przed widzami bezbronna. Mówi, gada bez przerwy, zjada spółgłoski, im potworniejsze rzeczy nam opowiada, tym bardziej staje się bezbronna i krucha. Straciła łączność między wczoraj a dzisiaj, zniknęło jutro, z życia wyciekły całe fragmenty. Wprowadzona do policyjnej sali przesłuchań (a może szpitalnej sali przyjęć), oskarżona o morderstwo (albo o wymyślone morderstwo), pozostawiona przez policjan