"Wujaszek Wania" na Swiebodzkim
Kończy się wiek XIX, a zaczyna seans upokorzeń - "Wujaszek Wania" Jerzego Jarockiego na Scenie na Swiebodzkim to opowieść o tym, że ludzie niepotrzebni bywając łotrzykami, pielęgnują smutek zamiast marzeń. Jarocki ma duszę kolekcjonera malarskich bibelotów. Wabi widzów pokazując groteskowe zachowania, twarze-maski, manekiny ciał. Chętnie pokazuje podczas przestawienia detale, np. ugięcie palca do wyimaginowanego cyngla po tym, gdy sponiewierany przez życie Wojnicki nieudolnie pragnie zastrzelić Sieriebriakowa. Ujrzymy dłoń Soni, z ikon rodem, przysięgającą, że świat ma sens. Jerzy Jarocki zbiera w tym spektaklu raczej figury niż pełnokrwistych bohaterów. Choć pokazuje wirującego w piruecie tanga Astrowa i jego chłopięce, zmysłowe skradanie się ku Helenie, to innych - np. Wojnicką - oglądamy z książką przyklejoną do dłoni, z plecami przyklejonymi do ściany niczym na portretach Rodakowskiego. Potem za reżyserem - scena po scenie - schodzimy