Powiedzmy od razu, takiego spotkani nigdy nie było, ale co nie zdarzyło się w życiu, zdarzyć się przecież może w sztuce, licentia poetica... Autor "Kolacji na cztery ręce" Paul Barz taką właśnie sytuacje sobie wyjmyślił, sadowiąc przy biesiadnym stole, dwóch najwybitniejszych kompozytorów Fryderyka Haendla i Jana Sebastiana Bacha. Pierwszy - zamożny światowiec. otoczony sławą, bywalec dworu, drugi - prowincjusz, ubogi kantor, obarczony gromadą dzieci. Owo fikcyjne spotkanie podczas kolacji, pozwoliło autorowi odsłonić zakamarki duszy, skryte marzenia, tych dwóch wielkich artystów, którzy swój podziw dla twórczości kolegi ukrywali pod płaszczykiem wzajemne niechęci, a nawet nonszalancji. Ale tak naprawdę podziwiali się nawzajem i... zazdrościli - Haendel Bachowi geniuszu i wolności. Bach Haendlowi - bogactwa i sławy. Tę znakomicie napisaną sztukę, dowcipną a zarazem głęboką, zagraną po mistrzowsku przez Janusza Gajosa (Bach). Romana Wilhe
Tytuł oryginalny
Kolacja na cztery ręce
Źródło:
Materiał nadesłany
Express nr 166