"Matrimonio con variazioni" w reż. Romany Agnel w Warszawskiej Operze Kameralnej. Pisze Lech Koziński w Ruchu Muzycznym.
Po zniszczeniach wojennych, powodziach, pożarach i wszelakich kataklizmach odbudowujemy z mozołem nasz mikrokosmos, by odzyskać złudne poczucie bezpieczeństwa. Sprzątamy gruzy, rekonstruujemy pierzeje ulic. W jakim kształcie? Jeśli zachowujemy absolutną wierność odtwarzania śladów utraconej przeszłości, ryzykujemy dalsze życie w krainie atrap, jeśli przeciwnie - zabudowujemy puste połacie nowymi kształtami, możemy wkrótce odnaleźć się w świecie bez przeszłości, bez tradycji, w świecie groźnym dla niedobitków, bo niezrozumiałym i obcym. Pewnie dlatego z większości urbanistycznych ankiet wynika, że ludzie wybierają możliwość pierwszą: chcą rekonstrukcji niemal stuprocentowych, ale zewnętrznie. Wnętrza nie są tak ważne - istotne, by na zewnątrz wyglądało "jak przed wojną". I poziom odtwarzanej architektury nie jest kryterium pierwszej wagi. Chodzi jedynie o poczucie ciągłości tradycji, a i bezpieczeństwa, jakie daje uporządkowana linia