W piątkowy wieczór, w gmachu pod Pegazem, po premierze Polskiego Teatru Tańca, jedni zerwali się z miejsc do stojącej owacji, nim jeszcze opadła kurtyna. Inni zdawkowo klaskali, jeszcze inni demonstrowali swą dezaprobatę. Bezdyskusyjnym wydarzeniem jednak jest sam fakt, iż Birgit Cullberg, jedna z największych reformatorek baletu XX wieku, która mówi: "moim miejsce pracy jest świat" i jej syn Mats Ek, podążający na obu półkulach własną drogą artystyczną, znaleźli czas oraz ochotę i zechcieli tutaj popracować. W jednoaktowej syntezie "Romea i Julii", słynnego baletu do muzyki Prokofiewa, ograniczającej się do wyeksponowania dramatu nieszczęśliwej miłości kochanków z Werony, Cullberg pokazała jak nieograniczoną skalą ruchów, gestów i mimiki może dysponować utalentowany tancerz. W młodziutkiej Joannie Wodas nade wszystko, lecz także w Aleksandrze Rulkiewiczu, znalazła świetnych odtwórców tego zamierzenia, a głównie - zademonstrow
Tytuł oryginalny
Kochankowie z Werony i... kraniec świata
Źródło:
Materiał nadesłany
Express Poznański nr 86