"Kłamczucha" w reż. Andrzeja Sadowskiego w Teatrze Barakah w Krakowie. Pisze Aleksandra Sowa w serwisie Teatr dla Was.
Najtrudniejszy, a zarazem chyba najprawdziwszy teatr robi się na pustej scenie, bez kostiumu, kiedy aktor stoi twarzą w twarz z widzem i nie może podeprzeć się rekwizytem, a ma do wykorzystania tylko siebie i swoje ciało, głos, gest, mimikę. Monodram w maleńkiej, piwnicznej przestrzeni, gdzie nie mieści się wiele ponad stół i krzesło, wydaje się wymarzonym testem dla aktora, który musi zmierzyć się z tekstem sam i sprawić aby ci, którzy go oglądają, choć przez chwilę uwierzyli w postać i jej historię. W przypadku "Kłamczuchy" Andrzeja Sadowskiego brak także jakichkolwiek prób wchodzenia w dialog czy interakcję z publicznością (właściwie bohaterka nawet nie do końca zwraca się do widzów, bardziej do kamery, która nagrywa jej opowieść), a więc staje się to jeszcze trudniejsze. Rzecz dzieje się w sali przesłuchań. Początkowo na scenie pojawiają się dwaj mężczyźni (Zbigniew Kozłowski, Andrzej Sadowski) wprowadzający do środka o