EN

16.12.2022, 12:21 Wersja do druku

Kobiety walczą z gorsetem ciała

XV Międzynarodowy Festiwal Teatralny „Boska Komedia” w Krakowie. Pisze Jacek Cieślak w „Rzeczpospolitej”.


fot. Klaudyna Schubert / mat. organizatora

Grand Prix dla „Łatwych rzeczy” Anny Karasińskiej to zwycięstwo aktorek z biografią, w której odbija się Polska.

Finał krakowskiej imprezy pod hasłem „Polskie tabu”, która zaprezentowała 32 spektakle (co potwierdza jej status najważniejszego festiwalu), jest ważny również dlatego, że nasz teatr oceniało siedmioosobowe zagraniczne jury, niezaangażowane w polskie wojenki.

W konkursie startowały największe tuzy i ich superprodukcje, a jednak główną nagrodą wyróżniono kameralny spektakl nie z metropolii, lecz z Teatru im. Jaracza w Olsztynie. Irena Telesz-Burczyk przyjęła rolę jako trzecia, bo inne aktorki ją odrzuciły, zaś nagrodę życia otrzymała, mając 82 lata, jak to ujęła, „kiedy już się nie żyje”.

Urodziła się na Grodzieńszyźnie (dziś Białoruś), zakładała w Grudziądzu Solidarność, za co w latach 80-tych lat nie mogła pracować jako aktorka, zajmowała się rolnictwem. Teraz walczy o przywrócenie sędziego Pawła Juszczyszyna do sądu.

Z kolei „Łatwe rzeczy” można uznać za feministyczny protest, bowiem ujęte w tytule zadania aktorek raczej lekceważone i traktowane w przeszłości wyłącznie jako ozdobniki – wymagały poświęcenia, a płacone były cierpieniem. Głównym tematem jest postrzeganie aktorek poprzez pryzmat ich cielesności.

W niespełna godzinnym spektaklu opowiada o tym razem z Ireną Telesz-Burczyk 40-letnia Milena Gauer. Monologi i dialogi płyną z głośników i z pustej sceny, gdzie jedyną „scenografią” są złote, przesadnie efektowne suknie. Zwierzenia i wspomnienia brzmią intymnie, wysnute z rodzinnej prywatności, kulis kariery, niespełnień i marzeń.

Pani Irena, która nie traktuje siebie jako wzorcowej piękności, ale ma świadomość powabu biustu (nr cztery lub pięć!), wspomina pierwszy w polskim teatrze striptiz, jaki wykonała w scenie kopulacji w grudziądzkim teatrze w latach 70. w „Kartotece” Różewicza. Gdy jej partner mógł nosić cieliste majty – ona została do pokazania nagości zmuszona. Podczas prób była przerażona, a po zejściu ze sceny płakała w kącie.

Jednocześnie nie kryje, że od recenzji w „Szpilkach” pióra Krzysztofa Teodora Toeplitza ceniła sobie bardziej mówioną recenzję żołnierzy, oglądających inny spektakl: chłopcy w mundurach na widok jej biustu stwierdzili, że aktorka może zostać zabita guzikami strzelającymi z męskich rozporków. Irena Telesz-Burczyk przywołuje 150 kobiecych postaci, jakie zagrała w różnym typie, wspominając szczęście w nieszczęściu pięknej koleżanki z warszawskiego teatru, którą włączano do każdego spektaklu, a jedynym powodem było to, że pięknie wyglądała na scenie.

Aktorka przywołuje Marilyn Monroe, która zapytana, jak kreuje przed kamerą spojrzenie pełne tajemnicy – powiedziała, że w myślach liczy ręczniki na domowej półce. Mężczyźni często mistyfikują kobiety. Niestety także ich kosztem.

Milena Gauer stara się budować swoją postać w oderwaniu od cielesności, podkreślając, że najważniejszy jest dla niej stan umysłu, a nie to, co trawią jelita. Nie kryje, że również na nią w domu i w teatrze patrzono przez pryzmat fizyczności. Gdy będąc jeszcze dzieckiem, oznajmiła rodzicom, że będzie aktorką – zmniejszano jej porcje jedzenia, by była chuda. Przedstawiając siebie, recytuje jak w castingowej prezentacji detale swojego biustu, a nawet szyi, odnosząc się również do ocen jej urody. Finał, gdy rozbiera się do naga i zasiada przy stoliku, by zjeść tort – ile dusza zapragnie – jest manifestem wyzwolenia się ze społecznych i teatralnych gorsetów. Będzie taka, jak jej się podoba.

Warto podkreślić, że reżyserka Anna Karasińska od pamiętnego przedstawienia „Ewelina płacze”, gdy zespół TR Warszawa zagrał bohaterów castingu dla amatorów, mających występować z warszawskimi gwiazdami, czyli nimi – stawia życie aktorek i aktorów na pierwszym planie. Zaś międzynarodowe jury uznało to za bardziej frapujące i uniwersalne niż inne duże, a wręcz spektakularne polskie spektakle w konkursie Boskiej Komedii.

Po raz kolejny okazało się, że z naszą powikłaną historią i współczesnością jesteśmy nawet dla sąsiadów hermetyczni i kuriozalni. Znakomity przecież „Odlot” Zenona Fejfera w reżyserii Anny Augustynowicz rozgrywający się na pokładzie samolotu do Smoleńska, utkany z klasyki naszej literatury oraz dzisiejszych zachowań – nie był niestety rozumiany. Na szczęście nie było tak do końca z naszymi „Dziadami” – tym razem w reżyserii Mai Kleczewskiej z Teatru im. Słowackiego. Martyrologia została w werdykcie niezauważona, jednocześnie nagrodzono Dominikę Bednarczyk-Krzyżowską za Konrada, gdy w imieniu kobiet wadzi się z Bogiem i pychą mężczyzn, którzy kobietom czynią ze współczesności piekło. W tle jest sprawa aborcji i Strajku Kobiet.

fot. Magda Hueckel

Najwięcej nagród (cztery) trafiło do Teatru Polskiego w Poznaniu. Wyróżniono m.in. koncepcję reżyserską Jakuba Skrzywanka w spektaklu-instalacji „Śmierć Jana Pawła II” – rekonstrukcję wydarzeń, konfrontację z mitem papieża-Polaka, a może pożegnanie z nim, gdy historyczny pontyfikat staje się tematem coraz ostrzejszych polemik. Aktorską nagrodę otrzymał Michał Kaleta, który zagrał niezwykle trudną, niemal niemą rolę odchodzenia rozłożonego na raty wielu śmiertelnych chorób.

Wyróżniono też spektakle portretujące palące problemy: „Alte Hajm/Stary Dom” Marcina Wierzchowskiego z Nowego w Poznaniu o domu przejętym od żydowskiej rodziny w czasie II wojny światowej, „Naxuj. Rzecz o prezydencie Zełenskim” Piotra Siekluckiego z krakowskiej Proximy. A także zbiorową kreację w „Imagine” Krystiana Lupy z Powszechnego w Łodzi i w Warszawie m.in. o tym, co stało się z hipisowskimi ideałami, które ustępują putinowskiej mentalności.

Tytuł oryginalny

Kobiety walczą z gorsetem ciała

Źródło:

„Rzeczpospolita” online

Link do źródła

Autor:

Jacek Cieślak

Data publikacji oryginału:

16.12.2022