Niemiecka sztuka - dowcipna, zgrabnie napisana, nieznana za naszą zachodnią granicą, a u nas już grana? Tak. Za sprawą Marty Klubowicz, aktorki, która przetłumaczyła "Kurę na plecach" Freda Apke i nakłoniła autora do wyreżyserowania tego komediodramatu w Teatrze Na Woli. I tak repertuar stołecznych teatrów niespodziewanie powiększył się o zabawną, a zarazem dotykającą poważnych problemów komedię - o zahukanej, a całkiem apetycznej czterdziestce, bitej przez męża i znajdującej oparcie w sąsiedzie-wiolonczeliście, swym dotychczasowym wrogu. Ubaw zapewnia przede wszystkim Artur Barciś w roli nabierającego męskości, w toku wydarzeń, wiolonczelisty. Barciś jako amant - tego jeszcze nie grali.
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Warszawy, nr 294