Po jakie pozycje powinien sięgać Teatr Wielki w Warszawie szczycący się od niedawna mianem Opery Narodowej? To jedno z pytań, które pojawiają się nieuchronnie przy okazji ostatniej premiery. Sięgnięto tym razem po rzecz mało znaną nie tylko w Polsce. "Fedora" Umberto Giordano odniosła, co prawda, sukces na prapremierze w Mediolanie w 1898 r., ale dziś ta opowieść o rosyjskiej księżniczce, która denuncjuje swego kochanka, grywana jest w świecie bardziej jako artystyczna ciekawostka. I słusznie. Giordano był kompozytorem nie pozbawionym talentu, ale w "Fedorze", by się o tym przekonać, trzeba czekać prawie godzinę. Pierwszy akt oparty na policyjnym śledztwie to właściwie nazbyt rozbudowany prolog. Dopiero w akcie II pojawia się wielki muzyczny dramat, a obie sceny z udziałem pary głównych bohaterów mogą konkurować z najlepszymi fragmentami znanych oper. Potem Giordano jako przedstawiciel tzw. weryzmu postanawia udowodnić, iż w operze można przedsta
Źródło:
Materiał nadesłany
Rzeczpospolita, nr 74