Robert Wilson, wystawiając w warszawskim Teatrze Dramatycznym "Kobietę z morza" Henryka Ibsena w adaptacji Susan Sontag, stworzył fascynujący spektakl o niezwykle pięknej, wyrafinowanej, czystej formie. Na pytanie postawione w czasie tłumaczonej przeze mnie konferencji prasowej, czemu wybrał te właśnie sztukę, odparł, że pociągała go tajemniczość głównej postaci, Ellidy. Siła spektaklu rzeczywiście wypływa z tej niezwykłej istoty tęskniącej za morzem jak jakaś syrena, która przez niefortunny splot okoliczności została zmuszona, by żyć na suchym lądzie. Nie wiemy, czy Ellida - córka latarnika wydana za znacznie od niej starszego lekarza, wdowca i ojca dwóch dorastających córek - jest chora umysłowo, jak uważa jej uczony mąż, czy może jest jednak istotą nadprzyrodzoną. Jej opowieść o foce, która zrzuciła skórę, stając się piękną kobietą, i o rybaku, który ukrywszy jej foczą skórę, zmusił ją do małżeństwa, brzmi jak osobiste w
Tytuł oryginalny
Kobieta foka z japońskiego fiordu
Źródło:
Materiał nadesłany
Odra nr 6/06.2006