Wizja świata zdominowanego przez gwiazdy rocka może być równie surrealistyczna, jak myśl o planecie w ogóle pozbawionej muzyki. Polska prapremiera sztuki Kły zbrodni Sama Sheparda, amerykańskiego dramaturga średniego pokolenia, przyjaciela Charlie Mingusa i największych rockmenów, który zadebiutował na początku, lat 60. w teatrzykach off-off Brodway'u, a dziś uznawany za klasyka, jest tego dobrym przykładem. Shepard jest nieodrodnym dzieckiem swoich czasów, dla którego rock, jego subkultura wraz z jej językiem, seksem, narkotykami i telewizją stanowią własny, zamknięty świat. Zaludniają go przedziwne postacie, mówiące tylko sobie zrozumiałym slangiem, wyznające własny system wartości, dla których jedyną i totalną klęską jest utrata pozycji "starmana". Walka o nią, zgodnie z prawami ukształtowanymi przez westernową mitologię, może zakończyć się zwycięstwem tylko jednego z konkurentów. Rzeczywistość ta - mimo zaznaczenia, że rzecz dzieje
Tytuł oryginalny
Kły zbrodni
Źródło:
Materiał nadesłany
Magazyn Muzyczny nr 4