Ludzie broniąc Le Madame, bronili prawa do niezależnej myśli, a komornik wszedł z policją - pisze Edyta Gietka w Przeglądzie.
Za żelazną bramę do starej fabryki na ul. Koźlej 12 schodzą się ludzie. Robi się ciasno. Skrzyknęli się przez internetowe fora, z których się znają, przeróżne, o muzyce elektro, japońskich komiksach, street fashion. Dziewczyna w czarnej sukience miksuje etno. Dziś klimatycznie. Komornik zapowiedział się jutro na 11. Zostaną. O godz. 10 jajecznica dla wszystkich. - To dobrze. Straż miejska może nam rano odciąć dostęp - nawet pani Wiesia Majewska, przewodnicząca wspólnoty mieszkaniowej, która na początku bała się Le Madame jak diabła, radzi nocować. Bo urzędnicy z nią też się nie liczą. Półtora roku słyszała, że klub zamyka się w jej interesie, a nagle, gdy dogadały się jakoś dwa światy na antypodach, burmistrz zignorował ją i tych młodych. Pewnie, że się trochę mieszkańcom pogorszyło. Kiedyś spokojna uliczka, teraz taksówki, ruch, hałas w soboty, ale już przywykł jeden świat do sąsiedztwa drugiego. Już raz barykadowano drz