W sali gaśnie światło. Po chwili płyną dźwięki muzyki. Na scenę wchodzą soliści Metropolitan Opera. Widzowie zerkają do programu, by upewnić się, kto za chwilę zaśpiewa swoją partię. Miron Pietras przed każdą projekcją robi wprowadzenie. To Nowy Jork? Nie, sala w centrum Częstochowy. Świat wielkiej opery kreuje w niej inżynier Miron Pietras - pisze Tadeusz Piersiak w Gazecie Wyborczej - Częstochowa.
- Prezentuje najlepsze przedstawienia w najlepszych obsadach - mówi z entuzjazmem Alicja Pożarlik, jedna z uczestniczek comiesięcznych spotkań nieformalnego klubu miłośników opery. Tramwajem do opery Miron Pietras operowego bakcyla złapał jako nastolatek, gdy mieszkał w Dąbrowie Górniczej. - Opera w Dąbrowie? Ależ nie! - śmieje się. - W latach 50., kiedy to się działo, opera z Bytomia dawała co tydzień spektakle w sali teatru im. Wyspiańskiego w Katowicach. Na te przedstawienia zabierał swoich parafian ksiądz Stanisław Rola-Ufniarski. Wynajmował tramwaj - jak my dziś autokar - i wiózł nas do Katowic. W gronie miłośników opery byłem i ja z rodzicami. Pietras wtedy pokochał operę. Choć - przyznaje ze skruchą - nie tak mocno, jak kochał wówczas Radio Luksemburg. Dość, że miłość do muzyki została w nim na zawsze. Dał jej upust również w Częstochowie, gdzie przyjechał na studia na politechnice i został później jako pracow