Za dawnych czasów chwalono dramatopisarzy nie za myśl, ale za mistrzostwo konstrukcji. Kryło się w tej hierarchii ocen niegłupie przeświadczenie, że łatwiej stworzyć nowy świat w siedem dni, niż te siedem dni opisać w trzech aktach. Dziś moda na zbawianie świata przeraźliwie wśród dramatopisarzy wzrosła; procent tych, którzy potrafią to robić zgrabnie, przeraźliwie zmalał, ale stan ten nie znajduje odbicia w oficjalnej skali ocen. Chwalimy pisarza za myśl - nawet gdy wtórna; zapominamy, że nawet wtórna myśl zyskuje, gdy ją zgrabnie ująć. I rośnie ilość sztuk, w których wszystko wolno. Tylko nie wiadomo, po co wolno... Na przykład: kiedy i po co wolno dramatopisarzowi zabić człowieka? Stara dewiza, iż śmierć usprawiedliwiona jest tylko przez swój niezwyczajny wyjątkowy cel, zupełnie się zdewaluowała. Trupy walają się w każdej sztuce, śmierć straciła swoją cenę, a tym samym straciła swój sens. Ta łatwość uśmiercania mnie obur
Źródło:
Materiał nadesłany
"Kultura" nr 5