"O Boże, czyliż mogłem wierzyć, Że i to kiedyś przyjdzie przeżyć. Z zachwytem patrzę dziś na scenę: Żona premiera gra Szimenę!" - deklamował redaktor "Przekroju" między łóżkami wagonu sypialnego w pośpiesznym, walącym na Katowice, zobowiązując mnie do pośpiesznej korespondencji o "Cydzie" u Szyfmana. Senny, nieopatrznie (przecież to nie referendum) bąknąłem trzy razy tak (sugestia wciąż jeszcze na murach całego kraju widniejących napisów) - i oto także moja premiera na łamach "Przekroju". Bo choć pierwsze swe kroki stawiał niemal trzy lata temu pod moim bokiem na poniemieckim śmietniku przy ul. Wielopole, to jednak ustrzegł się mojej współpracy i dlatego niewątpliwie tak pięknie wy-rósł. Dziś, gdy już "Przekrojowi" nic zaszkodzić nie zdoła, można się zgodzić na druk tych notatek, dyktowanych do stenogramu między rewizją pierwszej kolumny "Dziennika Polskiego" a złamaniem trzeciej "Dziennika Literackiego": ...bardz
Tytuł oryginalny
Kłopoty z Wyspiańskim
Źródło:
Materiał nadesłany
Przekrój nr 146