Podobno Erwin Axer miał zawsze kłopoty z wiekiem. Kiedy był osiemnastolatkiem, w modzie byli mężczyźni trzydziestoletni. Kiedy dobił trzydziestki, zapanowała moda na dwudziestolatków. Został wtedy dyrektorem teatru, a dyrektor teatru to ktoś, jak powszechnie wiadomo, obdarzony najgorszymi cechami i w związku z tym trudno go pokochać. Starość też niczego mu nie zagwarantowała, bo starszych się nie szanuje. Ale najgorzej mają, jak autor przyznaje w jednym ze swoich felietonów, pokolenia średnie - nie dość że młodsi drapią i gryzą od spodu, to jeszcze żyjące, szacowne autorytety opluwają z wysoka. Wniosek? Dobry teatr robi się niezależnie od metryki tak samo - z trudem. Perspektywa, z jakiej Axer patrzył na teatr, dziś jest już bardzo rzadko spotykana. Nie dlatego nawet, że teatr się radykalnie zmienił, choć niewątpliwie zmienił się w niejednym. Najbardziej wyjątkowy w tych felietonach, pisanych bez mała czterdzieści lat temu, są zarazem dy
Źródło:
Materiał nadesłany
"Dialog", nr 10