"Śmierć komiwojażera" w reż. Kazimierza Kutza na scenie warszawskiego Teatru Małego. Pisze Jacek Melchior.
55 lat od prapremiery "Śmierć komiwojażera", najczęściej wystawiany amerykański dramat na świecie, wciąż robi wrażenie. Z jednej strony, jest przejmującą analizą życia w świecie, gdzie liczą się tylko interesy a kto się w porę nie urządził, ten na żaden cud się nie doczeka. Z drugiej strony portretuje rodzinę, jakich - niestety - wiele: czworo ludzi coraz bardziej sobie obcych i zagubionych w ocenie sytuacji, woli się stoczyć po równi pochyłej, niż się zdobyć na szczerość i spojrzeć w oczy niewesołej prawdzie. Kazimierz Kutz wybrał sztukę nośną społecznie i samograj psychologiczny, po czym do tytułowej roli zaangażował Janusza Gajosa, wybitnego artystę. Partnerują mu Anna Seniuk, Wojciech Malajkat i Zbigniew Zamachowski. Niestety, na tym inwencja reżysera się skończyła. W efekcie oglądamy tylko obyczajowy obrazek - z kłopotami ludzi, stołem, lampą i lodówką. Czyżby mistrz zapomniał, że pomiędzy "samym życiem" a wizją teatraln