"Kobieta sprzed dwudziestu czterech lat" w reż. Marka Fiedora w Teatrze Polskim w Poznaniu. Pisze Katarzyna Frankowska w portalu Telewizji Polskiej.
Zakończenie sztuki jest tak nieprawdopodobne, że do odczytania sensu potrzebny byłby inny klucz niż temat porzuconej miłości. Niestety, z poznańskiego spektaklu niewiele wynika. Pozbawioną ciężaru gatunkowego fabułę w symbolistycznym wydaniu mogłyby równie dobrze kończyć wybuch armatni albo strzały z Aurory. "Kobieta sprzed dwudziestu czterech lat" to pożar - tak, trywializując, można by streścić sztukę popularnego niemieckiego dramaturga Rolanda Schimmelpfenniga. Mowa w niej o konsekwencjach młodzieńczego uczucia, przypieczętowanego obietnicą bycia razem. Widzimy ich w momencie, kiedy ona odnajduje go, od lat zaangażowanego w inny związek, żeby tę obietnicę wyegzekwować. Aktorzy grają obok niepokojących wydarzeń sygnalizowanych w tekście. Mamy pętlę czasu, tajemniczą symbolikę kamienia i kamienowanie, opowieści o innych przejawach nieuzasadnionej agresji, motyw podróży w nieznane. Cezurę tworzą wyświetlane przy pustej scenie fragmenty