Zawsze miałem kłopoty z wiekiem. To znaczy nigdy nie miałem tylu lat, ile mi właśnie było potrzeba. Jako trzynastoletni chłopiec, całkowicie dojrzały do wzniosłych przeżyć, musiałem się zadowolić uczuciami płatnymi. Można się domyślić, jakie to pozostawiło ślady w mojej duszy - pisał Erwin Axer w książce "Kłopoty młodości, kłopoty starości".
Kiedy doszedłem lat osiemnastu, w modzie byli młodzieńcy trzydziesto- i czterdziestoletni o ustalonej pozycji materialnej i społecznej. Używano mnie do noszenia torebek, szalików i na posyłki. Najlepsze lata strawiła mi wojna. Zamiast poznawać świat, jak inni, robiłem klucze albo pisałem głupie referaty o upowszechnieniu teatru. Po powrocie z obozu pomyślałem sobie: nareszcie! Teraz już niewiele brakuje mi do trzydziestki. Ale pozycja społeczna i materialna przestały się liczyć. Zresztą nie miałem ani jednej, ani drugiej. Dziewczyny mijały mnie obojętnie, uwieszone u ramion dwudziestolatków. Wtedy zostałem dyrektorem teatru. Czyste, bezinteresowne uczucie, o jakim marzyłem od dzieciństwa, raz na zawsze odeszło w krainę fikcji. Stałem się mściwy, brutalny, podły, podstępny i wyrachowany. Kobiety nadal omijały mnie z daleka lub padały mi w ramiona, żądając gaż, ról, sławy i zaszczytów szeptem przenikliwym jak syk żmii. Nie było dla mnie s