Premiera o bezdomnych, ćpunach, gejach i lewusach w Teatrze Polskim
Kiedyś, w czasach głębokiego PRL-u, na niejednym dworcu kwitło przyzwoite życie towarzyskie, zwłaszcza nocą. W takim na przykład Poznaniu kawiarnie zamykano o 22 lub 23, więc nic dziwnego, że nocne Polaków rozmowy toczono w dworcowej kawiarni lub restauracji, czynnych właściwie non-stop. Siadywali tam studenci i budżetowa inteligencja (innej nie było). W małych miejscowościach bywało jak w piosence Młynarskiego "Niedziela na Głównym" - miło było posiedzieć na peronie, bo tam coś się jednak działo w sennej atmosferze; przynajmniej snuli się ludzie. Na dworzec, aby się rozerwać i pooglądać high life z pociągów intercity, chodził także robol na saksach ze sztuki Mrożka "Emigranci". Po latach wszystko się zmieniło, dworce zamienili w swoje sypialnie i bawialnie bezdomni. A kiedy ich usunięto, pojawili się tam agresywni żebracy, obojętnie - w Warszawie czy w Bolonii. Różne miejsca przemieniły się w kloaki współczesnego świata. Dworskie ubi