W niedzielę w Teatrze Wielkim odbyła się polska premiera wielkiego dramatu muzycznego Richarda Wagnera "Tristan i Izolda" w reżyserii Mariusza Trelińskiego. Artysta wystawił go jakiś czas temu w Baden-Baden. Cała niemieckojęzyczna prasa muzyczna oraz najważniejsze tygodniki opinii nie pozostawiły suchej nitki na inscenizacji naszego reżysera - pisze Alicja Węgorzewska w Gazecie Polskiej codziennie.
Spektakl w reżyserii Mariusza Trelińskiego przygotowywany był w imponującej wręcz koprodukcji: polska Opera Narodowa, Metropolitan Opera, Nowy Jork, Festspielhaus Baden-Baden oraz National Centre for the Performing Arts w Pekinie. Ja jednak, po marcowej premierze "Salome", miałam obawy. Została ona przedstawiona jako wielki sukces, ale był to sukces wykonawców, nie reżysera. Zabłysnął Jacek Laszczkowski jako Herod. Niezła wokalnie była Herodiada. Okrągły, ciemny mezzosopran Veroniki Hajnovej wprawiał w przyjemne dla ucha wibracje. Szkoda, że nie dało się "patrzeć na rolę", mówiąc operowym slangiem, pani w dresie z rączkami w kieszeniach, "dresiara" bez wyrazu, bez osobowości... Kiedy oglądałam przedstawienie, nieodparcie miałam ponadto wrażenie, że Laszczkowski zbudował swoją rolę sam. Nie zauważyłam interpersonalnego budowania postaci, a przede wszystkim dialogu z resztą bohaterów. Go więcej, głos śpiewaka czasami dochodził do mnie, czasami