"Ten człowiek nie żyje, nie będzie wojny z Anglią - w tym roku. Nie Będzie wielkich zamieszek na Pograniczu - w tym roku. A to, czegośmy dokonali, niechybnie pozostanie w ludzkiej pamięci i w tym roku, i w przyszłym, i jeszcze przez wiele lat". Tymi słowami żegna Johna Armstronga z Gilnockie sir David Lindsay z Mount - dawny wychowawca Jakuba V Stuarta, króla Szkocji, marszałek królewskiego Klejnotu, poeta, i dyplomata. Wbrew sugestii tytułu, właśnie Lindsay jest bohaterem sztuki Ardena. No i oczywiście dyplomacja.
"Ostatnie dobranoc Armstronga" jest sztuką historyczną w tym sensie, w jakim historyczne są Szekspirowskie "Kroniki królewskie". Akcja toczy się w Szkocji za panowania Jakuba V, a treść stanowi gra dyplomatyczna, prowadzona przez Lindsaya dla uratowania szkockiego królestwa przed wojną z Anglią. Wojną właściwie nieuchronną, której rezultatem może być utrata niepodległości i przejście Szkocji pod władanie angielskie. Źródłem wojennej pożogi, zagrażającej nieustannie państwu Stuartów, są ziemie pograniczne, zamieszkałe przez na pół dzikich rycerzy, którzy zbójeckim sposobem najeżdżają i pustoszą dobra angielskich sąsiadów. Ci ostatni wprawdzie odpłacają im pięknym za nadobne, ale "działalność" szkockich warchołów jest zbyt dobrym pretekstem do wojny, by racja stanu nakazywała ukrócenie jej za wszelką cenę. Aby opanować sytuację na pograniczu trzeba usunąć najpotężniejszego lairda - jest nim wódz klanu Armstrongów, John z Gilnoc