- U nas pokutuje wizja klauna nie najwyższych lotów, bo kto był lepszy, wyjeżdżał za granicę. Mój Teatr Pinezka walczy o dobre imię klauna - mówi PRZEMYSŁAW GRZĄDZIELA.
Z Przemysławem Grządzielą z Teatru Pinezka, rozmawia Beata Machowska-Kaczmarek. Jestem bardziej klaunem teatralnym niż cyrkowym, choć balansującym na granicy kiczu - mówi klaun Pinezka, czyli Przemysław Grządziela. Jak zostaje się klaunem? - Ja jestem klaunem od urodzenia W dniu moich urodzin mama zabrała mnie na spektakl Teatru Baj w Warszawie. I ten zaczarowany świat mnie wciągnął. Odtąd zacząłem występować dla kolegów, sąsiadów... Tata marynarz wstydził się chodzić ze mną po ulicy, bo zawsze tańczyłem. Chciał, bym został mechanikiem, ale ja marzyłem o tym, by być dobrym lalkarzem. Całe życie temu podporządkowałem. Dlatego wybrał pan szkołę baletową? - Najpierw byłem w szkole sportowej, potem baletowej. To marzenie pchnęło mnie także do szkoły muzycznej, a potem do stolarzą do którego poszedłem, żeby nauczył mnie strugać lalki z drewna. Do dziś lepię lalki, przerabiam, robię jedną z czterech. Ale nie mam w domu m