Pierwsze pytanie, jakie narzuca się po wyjściu z teatru, odnosi się do zasady połączenia obu tragedii - Klątwy i Sędziów - w jeden spektakl, w całość nieledwie jednorodną. Czy na uzasadnienie wystarczy precedens, stworzony przed dwunastu laty przez Konrada Swinarskiego, który zagrał obie sztuki w jeden wieczór obok siebie? Zapewne nie, ale być może ten właśnie precedens skierował obecnie myśl młodego reżysera ku poszukiwaniu dalszych i dalej idących tropów? Zapytajmy przeto, czy debiutujący Waldemar Matuszewski odnalazł owe tropy i czy zdołał nas o tym przekonać? Zacznijmy od opisu teatru. Ogromny biały podest, wysunięty wgłąb widowni. Nad jego węższym krańcem zwisa sznur dzwonnicy. W głębi, tam, gdzie scena, przestrzeń półkolista, okryta czernią i zarys portalu - jeszcze nie wiemy; kościoła czy synagogi. Ponad sceną i podestem strzępy - ni to z wiatru, ni to z chmur. Kapliczek wiejskich, przydrożnych, mnóstwo na widowni. Wystarczy tylk
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 26