Każdy, kto wypowiada się na temat przedstawienia w Teatrze Powszechnym, staje się uczestnikiem zaplanowanego spektaklu - ostrzega Liliana Sonik, prezes Instytutu Dziedzictwa.
Reżyser Oliver Frljić przyznaje, że sama scena - i to co dzieje się na niej - nie są istotne: "Pokazanie spektaklu nie było najważniejsze: cele, które sobie postawiłem, zostały osiągnięte jeszcze przed premierą, w ramach tzw. performansu medialnego. Nie uważam, by żywa współobecność widzów i aktorów była jedynym warunkiem zaistnienia teatru". Aktorzy, ich działania, wypowiadane kwestie i scenografia są tylko narzędziem uruchamiającym medialne widowisko. W rzeczywistości chodzi o to, by protestujący i admiratorzy - aktywując się wzajemnie, wzięli udział w castingu Frljicia. Wszyscy, naprawdę wszyscy, są tu jedynie marionetkami. Przy takim założeniu Frljić zawsze musi wygrać. To unieważnia sens polemiki. Na tym polega perwersja "nowego, wspaniałego teatru", że wyrasta z ziarna genetycznie skażonego ideą totalitarną. Co zatem można zrobić? Co ma robić człowiek upokorzony, dotknięty do żywego, oburzony? Czy powinien milczeć? Nie. Dlaczeg