Poszliśmy na ten spektakl z czystej ciekawości i nie żałujemy, bo teraz dokładnie wiemy, jaki typ teatru nas nie interesuje. A rzecz trzeba nazwać po imieniu: nie interesuje
nas teatr propagandowy i politycznie zaangażowany, który w rzeczywistości nie kryje nihilizmu i autoironii, bo między wierszami mówi wprost widzowi, że dał się nabrać i zapłacił za świadomą prowokację w wykonaniu reżysera i zaangażowanych przez niego aktorów - po obejrzeniu "Klątwy" Teatru Powszechnego z Warszawy w Słupsku pisze Zbigniew Marecki w Głosie Pomorza.
Wystarczy ch... i wątek Kaczyńskiego, aby w dzisiejszej Polsce od jednych dostać brawa na stojąco, a innych zachęcić do gorączkowych demonstracji z krzyżem w ręce. Taki wniosek przyszedł do głowy mojej żonie, gdy wyszliśmy z hali Gryfia w Słupsku, gdzie zobaczyliśmy spektakl "Klątwa" z Teatru Powszechnego w Warszawie w reżyserii Chorwata Olivera Frljicia, który od kilku tygodni budził wielkie emocje w Słupsku. Całkowicie się z nią zgadzam, a podkreślam, że to jej myśl, żeby nie było, że ukradłem własność intelektualną mojej własnej żony. Obydwoje poszliśmy na ten spektakl z czystej ciekawości i nie żałujemy, bo teraz dokładnie wiemy, jaki typ teatru nas nie interesuje. A rzecz trzeba nazwać po imieniu: nie interesuje nas teatr propagandowy i politycznie zaangażowany, który w rzeczywistości nie kryje nihilizmu i autoironii, bo między wierszami mówi wprost widzowi, że dał się nabrać i zapłacił za świadomą prowokację w wykonaniu