EN

14.12.1991 Wersja do druku

Klątwa nad Teatrem...

...niewątpliwie jakowaś zawisła. A może to jeszcze ta rzucona przez mistrza Jana Matejkę ta zburzenie kościoła św. Ducha, na którego miejscu stoi dzisiaj teatr? W każdym razie przedstawienie "Klątwy" Wyspiańskiego zaczęte i zapowiadane z rozmachem dało dość niepozorne rezultaty.

U Wyspiańskiego główną, przez cały czas obecną na scenie dramatis personae "Klątwy" jest upał, żar, który doprowadza do szaleństwa, do obłędu wiejską gromadę, który wyjaskrawia myśli i uczynki ludzi. Tymczasem w Teatrze Słowackiego ze sceny wiało chłodem. Dosłownie i w przenośni. W postaciach nie było żadnego napięcia, zapamiętania, które mogłoby doprowadzić do zbrodni, jedynie zmęczenie, zniechęcenie, prawie nuda. Zdarzały się momenty, kiedy widzowie byli zmuszeni patrzeć na pustą scenę, podczas gdy aktorzy pokrzykując biegali w kulisach i po foyer. Nie było to najlepszym pomysłem, wziąwszy pod uwagę, że nawet ze sceny nie byli najlepiej słyszalni. Jedynie dwojgu aktorom, bynajmniej nie protagonistom, udało się obronić, Annie Haber, grającej Dziewkę i Andrzejowi Grabowskiemu - Sołtysowi. Prości, siermiężni wręcz, nosili w sobie jakąś bezwzględną prawość. Nie dali się wkomponować w realistyczną nieprawdę całego obrazu. N

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Klątwa nad Teatrem...

Źródło:

Materiał nadesłany

"Dziennik Polski" nr 289

Autor:

Maria Wąs

Data:

14.12.1991

Realizacje repertuarowe