"Klata Fest." w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.
Nie zdziwiłabym się, gdyby okazało się, że warszawiakom od pewnego czasu śni się ten sam sen: wizerunek Klaty. Może niekoniecznie z powodu urody, ale na pewno z powodu zalewu "klacizmu", wszak całą stolicę oblepiono Klatą. Gdziekolwiek się ruszyć, z rozmaitych billboardów, słupów ogłoszeniowych, plakatów, pierwszych stron gazet - patrzy nie kto inny, jeno Klata. Aż strach włączyć telewizor. I tak dzień w dzień. Że nie wspomnę już portalu Instytutu Teatralnego, organizatora tego nieszczęsnego festiwalu, na którego stronach internetowych można było dostać aż oczopląsu z powodu takiej ilości tekstów nieprzytomnie zachwalających spektakle Klaty i pasujących go na najwybitniejszego reżysera. I co? I nic, po prostu klapa. Super klapa. Czy zatem warto było wykładać niemałą pewnie sumę pieniędzy na całą tę imprezę pokazującą spektakle tylko jednego reżysera, które nie tylko nie przyniosły mu chwały, a przeciwnie - obnażyły poważne s�