Jeśli reżyser nie wie dlaczego zajmuje się danym tekstem i co chce nim powiedzieć, trudno dziwić się, że i jego spektakl nie odpowie na te podstawowe pytania. Efekt widać na scenie - o "Bitwie pod Grunwaldem" w reż. Marka Fiedora z Teatru Studio w Warszawie prezentowanym poodczas Opolskich Konfrontacji Teatralnych pisze Aleksandra Konopko z Nowej Siły Krytycznej.
Marek Fiedor zrobił w Opolu swoje najlepsze przedstawienia (przede wszystkim "Baal" i "Matka Joanna od Aniołów"). Nic więc dziwnego, że opolska publiczność stawia temu reżyserowi bardzo wysokie wymagania. Być może dlatego rozczarowanie "Bitwą pod Grunwaldem" było większe niż po innych nieudanych spektaklach. Fiedor przegrał bitwę z tekstem Borowskiego, a jego przedstawienie pod względem inscenizacyjnym stało się po prostu nudną i powierzchowną propozycją, zbyt często wypełnianą teatralną sztampą. Rzecz dzieje się w obozie przejściowym zorganizowanym przez Amerykanów dla więźniów uwolnionych w 1945 roku z hitlerowskich obozów koncentracyjnych. Ofiary wojny ponownie stają się jeńcami. Widzowie siedzą po dwóch stronach naprzeciw siebie, obserwując sceny z życia obozu przez wybite szyby koszarowych pomieszczeń. W środku trochę gruzu, umywalki, łożka i krzesła. W powietrzu czuć chłód i wilgoć. Dialogi wypowiadane bez większego zaang